Obszar, gdzie miało się odbyć polowanie był podzielony na dwie części: w jednej znajdowali się myśliwi, w drugiej – zwierzyna. W pierwszej budowano pawilon dla uzbrojonych, a obok niego robiono w ogrodzeniu przejście dla zwierzyny, która będąc goniona przez psy szła na to wyjście, stając się łatwym łupem myśliwych.
Pewien 80-letni leśnik, który mając wtedy lat dziesięć, był świadkiem takiego polowania, dostarczył nam następujących szczegółów. Na kilka tygodni przed polowaniem zjechało do Białowieży wielu myśliwych cudzoziemskich z pięknymi psami i wspaniałym wyposażeniem myśliwskim. Miejscowy Zarząd leśny otrzymał rozkaz wskazania im miejsc przebywania największej ilości żubrów. Posiadając te dane, cudzoziemcy ci wybrali na polowanie część obrębu Augustowskiego o milę od Białowieży i poczynili wszystkie niezbędne przygotowania dla zapewnienia sukcesu.
Otropili oni dokładnie zwierzynę, po czym przy pomocy naganki z 1000 wieśniaków i wielkiej ilości psów skoncentrowali zwierzynę na przeznaczonym do polowania terenie. Wszystkie te prace były wykonane z wielką zręcznością i dokładnością.
Król z rodziną i świtą przybył w wigilię polowania. Zjazd nowoprzybyłych był tak liczny, że z trudem udało się ich pomieścić we wsi.
Polowanie rozpoczęło się nazajutrz po przybyciu króla. Rodzina królewska i towarzyszący jej wielcy dygnitarze, zajęli pawilon. Myśliwych bogato wystrojonych i zaopatrzonych w broń przedstawiono J. K. Mościom i książętom. Królowa sama ubiła 20 żubrów, zajmując się w wolnych chwilach lekturą. Nie chybiła ona ani razu. Król strzelał również po mistrzowsku. Natychmiast, gdy żubr padał pod strzałami, dojeżdżacze trąbili fanfarę. Po skończonym polowaniu J. K. Moście udali się na przegląd trofeów, uporządkowanych na rozkładzie, ubita zwierzyna była ważona i rozdzielana pomiędzy chłopów.
Od tego czasu nie było tak świetnych polowań w Puszczy Białowieskiej. Stanisław August, król polski i sukcesor Augusta III nie miał pasji myśliwskiej. Kilka polowań jednakże się odbyło w towarzystwie królewskich faworytów. Opowiadają, że podczas jednego z tych polowań rozwścieczony żubr zaatakował pewnego myśliwego na koniu, wziął konia na rogi i zmiażdżył, podczas gdy kawaler nie widział innego sposobu, jak ratować się na gałęzi drzewa, której się, zręcznie uczepił.
Chociaż łowiectwo narodowe przybrało tu swą dawną prostotę, niemniej jednak polowanie w tym lesie jest zajmujące dla cudzoziemców, którzy się tu znajdą po raz pierwszy. Wystarczy wyobrazić sobie scenę, przedstawiającą ponad setkę strzelców w szarych uniformach z zielonymi wyłogami, częściowo na koniach, a częściowo pieszo, prowadzących sfory psów, lub oznajmiających na rogach zbliżanie się do lasu, podczas gdy z drugiej strony wsi widzi się kilkuset chłopów – naganiaczy w ich brunatnych strojach i łapciach z kory drzewnej, stanowiących grupę dziwaczną i posępną. W tego rodzaju polowaniu leśnicy kierują każdym ruchem”.